czwartek, 30 czerwca 2016

Jaka piękna katastrofa!


Dzisiejszy wpis jest po to, żebyście nie myśleli, że zawsze wszystko tak pięknie wychodzi. Generalnie w życiu, w mediach społecznościowych czy na różnych forach oglądamy często "wersję demo" osiągnięć, wydarzeń i efektów pracy. Ile było niepowodzeń, nieudanych prób i totalnych klap nie dowiadujemy się często nigdy. Dlatego aby podnieść na duchu tych, którzy dopiero zaczynają, i którym nie wszystko wychodzi publikuję moją spektakularną świąteczną katastrofę :)

Przed świętami Bożego Narodzenia wymyśliłam sobie, że zrobię pachnące piernikowo białe mydło z zielonymi i czerwonymi eskami-floreskami. Miałam olejki eteryczne: cynamonowy, goździkowy, anyżowy, pomarańczowy i kompozycję waniliową, która chyba była powodem całego problemu.

Zrobiłam masę, część odlałam do osobnych pojemników z barwnikami i wlałam olejki eteryczne. Wlewam masę do formy i nagle - beton! Momentalnie! Jak widać na zdjęciu, próbowałam jeszcze coś ratować, ale masy nie dało się już nawet wlać, tylko wrzucać kawałami. No nic, zostawiłam jak było, zabarwioną masę przelałam do małych foremek, żeby przynajmniej ją uratować i jakoś później wykorzystać.

Zapach też okazał się nieszczególny, wyszedł zbyt nachalny i przez kilka następnych dni bardzo mi przeszkadzał.

Co tu robić? Szkoda prawie 1,5 kg mydła, szkoda wszystko przeznaczyć na wysolenie, coś trzeba wymyślić. I wymyśliłam dwa rozwiązania, chociaż bardzo do siebie podobne.

Zabarwione części pokroiłam na kawałki i zatopiłam w nowej masie. Teraz pachniała dużo lepiej sosną i pomarańczą - rewelacyjne świąteczne połączenie! Gotowe kawałki wyglądały tak:


Niby lepiej, ale pech nie przestawał mnie prześladować, bo mydło kruszyło się podczas krojenia. Ale trudno, machnęłam już na to ręką, wybrałam najlepsze kawałki i przycięłam je w miarę równo.
Przy okazji: przeczytałam gdzieś, że w takich przypadkach podobno pomaga krojenie ciepłym nożem. Tzn. jak przy krojeniu tortów: nóż ogrzać w gorącej wodzie, wytrzeć do sucha i kroić.

Drugie rozwiązanie: pokroiłam niezabarwioną część masy pachnącej piernikowo i zatopiłam w nowej, brązowej masie kawowej, której już dodatkowo nie aromatyzowałam. Kawałki niby niczym nie barwione, ale z czasem niestety nieładnie ściemniały na beżowo, który to kolor tylko w połączeniu z brązowym nie rzucał się w oczy.
Mydło zrobiłam w rurze, co w sumie znowu nie było dobrym pomysłem, bo krążki mydła wyglądały jak.. salceson :))) Musicie sobie to jednak tylko wyobrazić, bo dziwnym trafem nie zrobiłam zdjęcia.

Podzielcie się w komentarzach swoimi katastrofami, razem raźniej! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz