piątek, 2 stycznia 2015

Ochronny krem do rąk


Zaczynamy Nowy Rok 2015! Życzę wam, aby nie zabrakło Wam inspiracji, pomysłów i zapału.

Mnie zainspirował mój prezent świąteczny i pierwszą własnoręcznie ukręconą rzeczą w tym roku jest... krem do rąk i ciała. W zimie zawsze mam przesuszone ręce, mycie własnym mydłem, nawet mocno przetłuszczonym niewiele pomaga. Dlatego wymyśliłam, że potrzebuję czegoś, co dopieści moje dłonie.

Pomysł pojawił się w książce Klaudyny, przepis można znaleźć też na jej blogu. Nie mam póki co wosku emulgującego, ale za to mam wosk pszczeli, który nadaje się jako emulgator (powstaja wtedy kremy galenowe). Koniecznie chciałam dodać też lanoliny, która zresztą też działa jak emulgator, ale trudno wyczuć w jakim stopniu. Wyczytałam, że potrafi przyjąć ośmiokrotną, ale też dwukrotną ilość fazy wodnej. Suma wosku i lanoliny jest w końcu w przepisie dość duża, podejrzewam, że przyjęłaby więcej fazy wodnej niż dałam.

Mój przepis wygląda tak:
  • 90 g maceratu nagietkowego na oliwie
  • 15 g oleju kokosowego (niestety rafinowany)
  • 15 g smalcu (wcześniej zrobiłam krem magnezowy głównie na smalcu, bo nie miałam masła shea i sprawdza się całkiem dobrze, chociaż dość trudno wchłania)
  • 12 g wosku pszczelego
  • 8 g lanoliny 
  • 125 g naparu z zielonej herbaty, razem z ok. 2-3 g gliceryny
  • 15 kropli konserwantu DHA BA
  • 1 kapsułka Tokovitu 200 (wit. E)
  • 10 kropli bergamotkowego olejku eterycznego (trochę mało, ledwo wyczuwalny. Edit po kilku dniach: ilość jest wystarczająca. Zapach jest delikatny, więcej nie potrzeba)
Sposób wykonania jest w podanym wyżej linku. Nie mam jeszcze skompletowanych naczyń do kręcenia kremów, więc wykorzystałam... kufel do piwa :) "Majonez" wyszedł gęsty, pod koniec im więcej dodawałam fazy wodnej, tym był gęstszy :) W efekcie powstał krem, który nadawałby się chyba nawet do tubki, wchłania się średnio szybko, ale ręce są po nim aksamitne i nic się nie lepi. Do twarzy bym się go chyba nie odważyła zastosować (chociaż może spróbuję któregoś mroźnego i wietrznego dnia), ale do rąk i na ciało jak najbardziej.

Trochę to było wariactwo, robić eksperyment od razu przy pierwszym własnym kremie, ale udało się :)

O mydłach nie zapominam, od kilku dni robi się już macerat z korzenia alkanny i nie zawaham się go użyć! ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz