piątek, 17 lipca 2015

Mleczko owsiano-migdałowe


Jak wiadomo nastolatki mają problemy z cerą, a na rynku jest mnóstwo preparatów do pielęgnowania i oczyszczania takiej cery. Zdaniem mojej córki jednak "szału nie ma" i wymyśliłam, że spróbujemy najprostszych metod, czyli samorobionego mleczka do twarzy.
Przepis jak widać na zdjęciach znalazłam w "Ziołowym Zakątku", mleczko składa się w zasadzie tylko z trzech składników: mleka owsianego, oleju ze słodkich migdałów i oleju rycynowego (niewiele).

Mleko owsiane można zrobić samemu, wystarczy tylko rozgotować w wodzie niewielką ilość płatków owsianych i zostawić do wystygnięcia. Zrobi się taka mniej lub bardziej gęsta, mętna woda czyli właśnie mleko. Pamiętam, że jak sama byłam w nastoletnim wieku to też zalecano mycie twarzy takimi rozgotowanymi płatkami owsianymi.

W składzie jest 26% oleju i 74% mleka, czyli konsystencja jest bardzo lekka. Dodatkowo dałam tylko nieco witaminy E, emulgator i konserwant.


Córka jest zadowolona, ja też :) Wyszło mleczko kosmetyczne o takich właściwościach jak kupne, a dużo lepsze, bo na naturalnych składnikach. Nadaje się świetnie do zmywania makijażu, również oczu (chociaż ja się tam dużo nie maluję) :) .

sobota, 4 lipca 2015

Krem na słońce


Dzisiaj znowu przerwa od mydeł. Od czasu, jak dostałam pod choinkę książkę Klaudyny "Ziołowy Zakątek" coraz częściej robię też inne kosmetyki: kremy, dezodoranty, maści, pomadki itd. Co jakiś czas będę je tutaj przedstawiać.

Lato w pełni, słońce świeci i jakoś trzeba sobie z nim poradzić. Zdecydowałam się w tym roku na eksperyment - zrezygnuję z przemysłowych filtrów przeciwsłonecznych, a spróbuję ochronić się naturalnie, z pomocą oleju z nasion malin i oleju z kiełków pszenicy.

O naturalnych sposobach na zaprzyjaźnienie się ze słońcem przeczytałam tutaj. Nie tylko tam znalazłam informację, że olej z pestek malin ma ochronę przeciwsłoneczną SPF 28-50! Przypisuje mu się też działanie przeciwstarzeniowe, a wręcz odmładzające, łagodzące, pielęgnujące i można go bezpieczne stosować nawet w przypadku skóry wrażliwej i dziecięcej. Dodatkowo jest odporny na utlenianie i można go długo przechowywać.

Drugi olej - z kiełków pszenicy - jest bombą witaminy E, która pomaga w regeneracji naskórka.

Oprócz olei w kremie jest tylko napar z zielonej herbaty, emulgator i konserwant. Żółty kolor pochodzi z olei, obydwa mają intensywną, ciemną barwę.

Bardzo jestem ciekawa na ile krem sprawdzi się w praktyce. Do ochrony ciała będę używać mieszanki obydwu olei. Pod koniec wakacji dam znać jakie są efekty eksperymentu :)


czwartek, 2 lipca 2015

Niebieskie dzwonki


Nazwę tego mydła odgapiłam z nazwy olejku zapachowego, jakiego użyłam. Jest to znowu olejek z Zielonego Klubu (artykuł nie jest sponsorowany :) ). W mydle pachnie bardzo ładnie, świeżo, ale dodany do kremu jakoś mnie drażnił.

Tak zaczynam od zapachu, ale w tym niepozornym mydle są dowie nowe rzeczy. Po pierwsze nareszcie udało mi się zdobyć łój wołowy i wykorzystać go do mydła. W praktyce wyglądało to tak, że kupiłam na targu tłuszcz wołowy, a w domu roztopiłam go podobnie jak się robi smalec ze słoniny.
Przy okazji: łój wołowy nie jest wcale taki zły jakby mogło wynikać z nazwy i czarnego PR. Pachnie na.. ciastka (!) i świetnie nadaje się do smażenia czegokolwiek, a na dodatek ostatnie badania dowodzą, że jest też zdrowy. Po więcej informacji na temat łoju odsyłam do bloga Klaudyny.

Wracając do mydła. Przepis to klasyczne 25%, tylko zamiast smalcu dałam łój. Poza tym nic nie zmieniałam, żeby mieć jakieś porównanie. Na razie prawdę mówiąc nie widzę większej różnicy, ale też jeszcze nie używałam zbyt intensywnie.

Druga nową rzeczą jest większa forma. Jest podobna do pierwszego wkładu do szuflady, którego używam, ale zmieści się do niej mydło z 1 kg tłuszczy. Powstaje wtedy 10 dużych kostek.


Niestety mam chyba zbyt tępy hebel do wyrównywania górnej warstwy. Nie oszukujmy się - używam zwykłej, przedpotopowej tarki do jarzyn i chyba dojrzewam powoli do jej wymiany na ostrzejszy model :)