poniedziałek, 29 grudnia 2014

"Ziołowy Zakątek" pod moją choinką


Dzieciątko (które na Śląsku przynosi prezenty pod choinkę) zostało dobrze poinformowane i przyniosło mi książkę, z której bardzo się cieszę :)

Bloga "Ziołowy Zakątek" i ogólnie - Klaudynę Hebdę poznałam (wirtualnie) stosunkowo niedawno, ale od razu przepadłam z kretesem przedzierając się przez co ciekawsze wpisy. Zioła, kremy, herbatki, oleje, maceraty, destylaty - to wszystko brzmi niesamowicie intrygująco :) Blog wciąga, książka również.

Na prawie 320 stronach przepięknie wydanej książki znajdziecie bardzo dużo informacji teoretycznych i praktycznych. Często się zdarza, że tego typu książki (np. kucharskie) przyciągają czytelnika głównie atrakcyjną szatą graficzną i fotografiami, oferując nieproporcjonalnie mało treści. W tym przypadku tak na szczęście nie jest. Owszem są piękne, całostronicowe zdjęcia (najczęściej wykonane przez autorkę), ale dołączony tekst jest obszerny, wyczerpujący temat, pisany nie za dużą czcionką.

Jakie kosmetyki znajdziemy w książce? Kremy, peelingi, oleje do masażu, pomadki do ust (które zrobiłam od razu :), zdjęcie poniżej ), maseczki, masła do ciała, sera do twarzy, toniki, i oczywiście mydło (o czym za chwilę). Bardzo szeroko opisane są zapachy - olejki eteryczne, oleje do masażu, własne perfumy pod różnymi postaciami. Podobały mi się też bardzo zdroworozsądkowe felietony na różne tematy. Jest mnóstwo praktycznych wskazówek, a na końcu znajduje się spis polecanych sklepów i inne ciekawe linki.



Niektóre przepisy są bardzo proste (np. olejki do masażu), chociaż zdarzają się też wymagające nieco uwagi lub zręczności (np. podczas przygotowywanie majonezu do włosów i oczywiście robienia mydeł). Kręcenie kremów też nie wydaje się skomplikowane. Opisany jest nie tylko konkretny sposób wykonania, ale również cała stojąca za tym teoria. Dlatego łatwo będzie wykonać krem idealnie dostosowany do swoich potrzeb.

Co do mydła - wydaje mi się, że autorka trochę zbyt skomplikowała sprawę. Opis metody na zimno, na gorąco, w piekarniku jest trochę chaotyczny. Gdybym nie wiedziała o co chodzi, to chyba nie zrozumiałabym tematu właściwie. Ale wszystkie kroki, wyposażenie i składniki są opisane bardzo dobrze. Oczywiście z dużym naciskiem na bezpieczeństwo pracy. Jedyne, co mnie zastanawia, to zdjęcia gotowych mydełek. Prawie wszystkie mydła mają bardzo duże bąble powietrza, do tego stopnia, że nawet trudno rozpoznać formę, w której mydło było zrobione (mam taką samą, to rozpoznałam ;) ). Nie wiem, czy autorka nie zwraca na to uwagi podczas miksowania blenderem, czy używa miksera z końcówkami do ubijania piany (pisze o blenderze). Chyba muszę ją o to zapytać :)

Czego mi brakuje? Brakuje mi tematów, którymi się wcześniej interesowałam, a pasowałyby do tej książki: dezodoranty i preparaty do zębów. Ale to może tylko moje skrzywienie :) Poza tym książka ma 320 stron i podobno nie dało się więcej, a autorka musiała się streszczać. Może te tematy będą w drugim tomie lub następnej książce. Czego autorce i czytelnikom (włącznie z sobą) serdecznie życzę :)

sobota, 20 grudnia 2014

Anyżowe z miodem



Wszędzie już świąteczny nastrój, krzątanina, pojawiają się pierwsze zapachy... Czas przedstawić moje małe co-nieco wpasowujące się ten klimat swoim wyglądem i zapachem. Pachnie anyżem, z lekką domieszką pomarańczy, którą chyba dlatego tylko ja czuję, bo wiem, że dodawałam do masy pomarańczowy olejek eteryczny :)

W przepisie jest po równo oleju kokosowego, palmowego, rzepakowego i oliwy, a dodatkowo 4% oleju rycynowego, 3% lanoliny i 2% kwasu stearynowego. Takie dodatki powodują, że mydło pięknie się pieni i jest dosyć twarde. Zrobiłam je na gorąco (OHP) Po zmydleniu, gdy było jeszcze gorące, dodałam trochę miodu rozpuszczonego w niewielkiej ilości wody (o którą zredukowałam wcześniej ilość wody na ług).

Kilka kawałków jest przeznaczonych na prezenty świąteczne, dlatego zapakowałam je efektownie w koronkę. No dobra, to nie jest prawdziwa koronka, tylko papierowy spód po torty :D Każdy z 6 równych wycinków koła akurat pasuje na jedno mydełko. Przy większych mydłach lepiej będzie chyba podzielić koronkę na 4 części.

A z tyłu wygląda tak:


W przyszłym roku wypróbuję chyba mieszankę olejków: cynamonowego, anyżowego i goździkowego. Powinien wyjść słodki piernik :)
A może macie jakieś swoje pomysły na świąteczne kompozycje zapachowe na bazie olejków eterycznych? Podzielcie się w komentarzach :)


wtorek, 16 grudnia 2014

Rolnik sam w dolinie


Pracuję w firmie produkującej maszyny rolnicze i w tym roku wymyśliłam dla moich kolegów i koleżanek prezent w postaci rolniczego mydła :)

Jego "rolniczość" polega głównie na wyglądzie. Przepis to typowe 25% z olejem kokosowym, palmowym, rzepakowym i oliwą. Celem było mydło krajobrazowe i chyba mi się dosyć udało. Tak wygląda saute:


Dolna warstwa (ziemia) jest z dodatkiem borowiny, następna (pole) z płatkami nagietka. Dodałabym do niej teraz jeszcze trochę curry, żeby wzmocnić kolor. No trudno, następnym razem :)

Traktorek jest wydrukowany, wycięty i włożony pomiędzy dwie warstwy celofanu. Trochę się obawiałam, że papier bezpośrednio położony (przyklejony?) na mydle po pewnym czasie stanie się tłusty. Takie rozwiązanie jest chyba najlepsze.

Przy okazji zwracam uwagę, że celofan to nie to samo, co folia! Celofan jest materiałem naturalnym i oddychającym, w przeciwieństwie do folii. Ma też tą zaletę, że topnieje pod wpływem wysokiej temperatury, co pozwala na opakowywanie mydeł bez użycia kleju. Wystarczy odpowiednio go poskładać i zaprasować. Nie przesadzać z temperaturą, bawełna to za dużo!

Tylko gdzie kupić celofan? Ja kupiłam oczywiście w sklepie internetowym, bo stacjonarnie to kłopot. Pytałam w kwiaciarniach, ale panie nie bardzo wiedziały o czym mówię. Dla nich celofan i plastikowa folia to to samo :/

czwartek, 11 grudnia 2014

Nieśmiały swirl


Do swirla "na płasko" przymierzam się już od dawna, ale jakoś nigdy mi to nie wychodziło. Głównie dlatego, że masa gęstniała zbyt szybko, chociaż nie zawsze była to moja wina. Czasem zawodził olejek zapachowy który momentalnie z masy tworzył beton.

Ale ostatnio znalazłam przepis na masę (60% oliwy), która pozostaje długo płynna i można się nią spokojnie bawić. Olejek zapachowy też dobrałam taki, którego znam i wiem, że nie zagęszcza.

Jak widać na powyższym obrazku użycie słowa "swirl" jest chyba trochę na wyrost :) Chociaż na forach taki sposób nazywa się funnel swirl, czyli przez lejek. Ja tutaj nie lałam przez lejek, tylko z ręki, zawsze w środku. Masa rzeczywiście była długo płynna, pod koniec zaczął się robić lekki grysik.

Niestety wmieszałam do masy zbyt dużo powietrza i na powierzchni pojawiły się nieładne kropki :(. Na dodatek okazało się, że po 24 godzinach mydło zrobiło się bardzo twarde. Z jednej strony fajnie, bo nie było problemu z wyjęciem go z formy, z drugiej strony kruszyło się podczas krojenia. A kroję szpachelką, która jest jednakowo cieniutka na całej długości! Dlatego też odważyłam się tu przedstawić tylko jeden kawałek:

 
Wiem, szału nie ma, ale duża ilość oliwy pozwala przypuszczać, że mydło z czasem dojrzeje i pomimo swojego wyglądu będzie dobrze pielęgnowało :)

A teraz chodzi mi po głowie kolejny krok, czyli "kręcony" swirl. Dajcie się zainspirować :)



niedziela, 16 listopada 2014

A pod mydło - mydelniczka!



Mydło mydłem, ale na czymś trzeba je trzymać :)

Mydelniczka z jednej strony musi być funkcjonalna - tzn. przewiewna, z dziurkami na odpływ nadmiaru wody. Nie ma nic gorszego (i bardziej obrzydliwego) niż rozciapane mydło w mydelniczce pełnej wody. Brrrr..

Z drugiej strony powinna być też estetyczna, ale dla każdego może to znaczyć to coś innego. I nie ma się co dziwić, że jednym z tematów "okołomydlanych" są właśnie ręcznie robione mydelniczki.

Dobrym materiałem na mydelniczkę jest modelina. Ja póki co nie zabrałam się za takie, ale jeśli ktoś szuka inspiracji, to proszę bardzo:
Ja swoją zrobiłam na fali zainteresowania upcyclingiem torebek foliowych. Z takiej torebki można zrobić "plarn" czyli "plastic yarn" (plasikową przędzę) i później korzystać z niej jak z normalnej, włóczkowej. Jeśli kogoś temat bardziej zainteresował, wujek google z pewnością dostarczy więcej informacji.

Wzięłam szydełko, plarn z dwóch różnych torebek i zrobiłam takie to proste kółko ze słupków i półsłupków. Potem pod spodem dorobiłam jeszcze taki mały "podest", aby całość podnieść i upodobnić do miseczki.
Nie jestem mistrzynią szydełka, ktoś zręczniejszy zrobiłby to z pewnością ładniej :)



Wadą takiej mydelniczki jest to, że niestety trudno schnie. Przy codziennym używaniu zaczyna się robić nieprzyjemna. Natomiast świetnie nadaje się w podróży. Nie potłucze się, można ją łatwo zwinąć i nawet jak się zgubi, to szybko można sobie zrobić nową :)

Mydła na pierwszym zdjęciu chyba osobno nie będę przedstawiać, bo wyszło takie średnio ładne. Roboczo nazwałam je "sen rzeźnika" :D, bo wygląda jak kawałek boczku :)

A na czym Wy trzymacie swoje mydła? 


środa, 12 listopada 2014

Mydło wysolone z resztek


Jak już wcześniej pisałam, nie marnuję żadnego kawałeczka mydła. Przechowuję resztki z produkcji, ale też mydełka nie zmydlone do końca albo takie, które mi się nie podobają. Zbieram, upycham po szafkach i jak mi już mocno przeszkadzają zabieram się za ich wysolenie.

Celem jest uzyskanie mydła bez gliceryny, z 0% przetłuszczeniem, idealnie nadające się do zastosowań gospodarczych. Czyli np. do czyszczenia łazienki, kuchni, przepierek itd. Zaniedbana kuchenna ścierka wyprana w takim mydle nabiera pięknego zapachu czystości :)

Od czego zacząć? Od zebrania wszystkich resztek do największego garnka jaki macie w domu :) Ja uzbierałam w sumie 750g resztek.


Następnie trzeba zalać wszystko gorącą wodą i zostawić na noc aby dobrze się rozmoczyło.



Potem zmiksować wszystko na idealnie gładką masę. Najlepiej blenderem, jakiego używacie również do wyrobu mydeł. U mnie masa jest czerwona, bo miałam dużo resztek z tym barwnikiem.


Teraz należy dodać trochę NaOH. Co oznacza "trochę"? Moje mydła mają zwykle przetłuszczenie 8%, czyli w 750g resztek znajduje się ok. 60g niezmydlonego tłuszczu. Aby uzyskać 0% przetłuszczenia, teoretycznie należałoby dodać ok. 10g NaOH. Ale dodajcie więcej, nawet 30g - 40g, nie żałujcie sobie. Nadmiar i tak zostanie wypłukany w następnych krokach, a przynajmniej będziecie pewni, że cały tłuszcz został zmydlony.

Ten dodatkowy NaOH można wcześniej rozpuścić, ale można go też od razu wsypać do masy. Dobrze wymieszać, można nieco podgrzać i zostawić na ok. godzinę, aby proces zmydlania sobie spokojnie przebiegł.

Później postawić garnek na piecu i podgrzewać masę CIĄGLE MIESZAJĄC. Dodać ok. pół szklanki soli kuchennej, ciągle mieszać i podgrzewać. Ewentualnie dodać więcej soli. W pewnym momencie masa się "zwarzy  i będzie wyglądała mniej więcej tak:


Zwarzona masa będzie się utrzymywała na powierzchni, a pod spodem jest słona woda, w której rozpuszczona jest gliceryna, barwniki, aromaty i inne dodatki z mydeł. Czyli wszystko to, czego chcemy się pozbyć.

Teraz mamy dwie możliwości. Albo zostawić garnek w spokoju i chłodzie tak długo, aż "placek" na powierzchni stężeje, albo po chwili zebrać górną warstwę łyżką cedzakową. Ja wybrałam pierwszy wariant:



Górną warstwę odłożyć na bok, całą wodę wylać (w pierwszym przebiegu uważać ze względu na dodany NaOH!), wytrzeć garnek i masę ponownie włożyć do garnka. Zalać gorącą wodą i ponownie dokładnie rozpuścić na jednolitą masę. Dodać sól, podgrzewać aż do zwarzenia. 

I tak "wyprać" mydło jakieś 4-5 razy. Masa będzie się stawała coraz bardziej "gumowa", a woda na dole będzie coraz czystsza.

Po ostatnim wysoleniu zebrać łyżką cedzakową jeszcze ciepłą masę i przełożyć do formy. Ja używam w tym celu jednorazowego pojemnika po mięsie lub warzywach, bo mogę bezkarnie porobić w dnie trochę dziurek, przez które będzie wypływać nadmiar wody.


I to wszystko. Tak przygotowane mydło zawiera bardzo dużo wody, po pokrojeniu trzeba trochę odczekać aż dobrze wyschnie. Niech wam dobrze służy! :)


Aha, moje jest różowe, bo jednak cały czerwony barwnik się nie wypłukał, ale najczęściej takie wysolone mydło uzyskuje piękny biały kolor.


piątek, 31 października 2014

Cool Summer Sole de Luxe


Wyjątkowo pretensjonalną nazwę wymyśliłam dla tego mydła, ale sama przyszła :)
Mydło robiłam w pewien chłodny, letni dzień, na bazie solanki, z fajnymi tłuszczami :) W środku jest dużo oliwy, olej kokosowy, z ostu, masło shea i masło kakaowe.

Już wcześniej pisałam, że sól rozpuszczona w wodzie rozjaśnia mydło. Soli można rozpuszczać dowolnie dużo,  aż do uzyskania nasyconego roztworu soli czyli solanki, którą tutaj zastosowałam. Takie mydła są jednak na początku dość kruche. Raczej nie nadają się do krojenia z bloku, bo się rozpadną. Chociaż są mydelniczki, które potrafią zrobić mydło solankowe, wymusić w piekarniku fazę żelową a potem kroić jeszcze ciepłe i na dodatek stemplować! I to wszystko w jakieś dwie godziny! Ja póki co nie czuję się jeszcze na siłach na taki eksperyment.

Jak widać na zdjęciach mydło solankowe ma bardzo ładny biały kolor i jest aksamitnie gładkie. Używam go głównie do mycia twarzy (co kilka dni na zmianę z Savon Noir).

Uprzedzam od razu pytania dotyczące soli w mydle:
  • dodana w postaci sypkiej do gotowej masy obniża tworzenie piany. Dlatego mydła solne (przedstawię wkrótce) robi się najczęściej z 100% oleju kokosowego. Wówczas można wsypać soli nawet w ilości 300% masy tłuszczów! Chociaż przy tej ilości nie ma co się spodziewać wielkiej piany. Ale da się :)
  • mydło solankowe zawiera znacznie mniej soli  (ok. 30% masy wody) i ta sól nie ma wpływu na tworzenie piany, czyli można korzystać z dowolnego przepisu.



piątek, 24 października 2014

Gold Plant - tani tłuszcz palmowy



Dzisiaj tylko krótko, ale za to radośnie :)

Wczoraj podczas zakupów w Carrefourze z zaskoczeniem zauważyłam, że wreszcie można w zwykłym sklepie kupić 100% tłuszczu palmowego! Na dodatek dość tanio - ok. 4 zł za 500g. Czyli nie trzeba już szukać sklepów z produktami z Niemiec i kupować od razu całego kilograma.

Inną sprawą jest ekologia takiego tłuszczu. Na zagranicznych mydlanych forach ciągle przewija się dyskusja smalec kontra tłuszcz palmowy. Smalec nie podoba się wegetarianom, tłuszcz palmowy ekologom. Uprawy palmy olejowej powodują wycinkę lasów deszczowych, do tego dochodzi transport przez pół świata. Dlatego ja skłaniam się ku frakcji "smalcowej" :)

Czyli do mydeł jak komu pasuje, ale kulinarnie oleju palmowego nie polecam. Poczytajcie na ten temat np. tutaj.

środa, 22 października 2014

Atramentowa lawenda


Zachciało mi się nowego, lawendowego mydła. Kiedyś ten zapach kojarzył mi się z babciną szafą, ale polubiłam go na nowo. Przy okazji chciałam przetestować nowy niebieski i fioletowy barwnik. No, to sobie zaszalałam :D. W planie były cienkie kolorowe i białe paski w niezafarbowanym niczym mydle. Co wyszło - widać na załączonym obrazku.

Pierwszym błędem było już nie dodanie soli do wody na ług. Skupiłam się na dodawaniu jedwabiu, a o soli zupełnie zapomniałam. Ma to ten efekt, że niezafarbowana masa jest półprzeźroczysta i obok niebieskiej wygląda trochę "brudno". Ale trudno :)

Na poniższym zdjęciu widać jak zrobić taki mydlany "kwiatek". Wystarczy pusta butelka po coli, w zagłębieniach na dnie wycinamy otwory. I później po kolei lejemy kolorową masę.


 Mydło wyszło mi dość miękkie, jeszcze 2 tygodnie po zrobieniu ugina się pod naciskiem palca. Powodem może być prawie 30% oleju z ryżu. Żeby wydostać je z rury włożyłam całość na kilka godzin do zamrażalnika. Pocięłam "ogrzany" znowu wałek po kolejnych kilku godzinach. Aby na powierzchni nie tworzyła się skroplona para owinęłam go na ten czas w folię spożywczą.

Mydełko nawet świeże rewelacyjne się pieni. W składzie oprócz oleju z ryżu jest też ok. 30% smalcu, oliwy i jakieś 5% oleju rycynowego.

piątek, 3 października 2014

Mydło ogrodnika z peelingiem i konfetti


Sezon ogrodniczy już w zasadzie za nami, ale może pomysł przyda się jeszcze na jesienne porządki w ogrodzie.

Mydło ogrodnika to najczęściej mydło które w składzie ma dużo oleju kokosowego (nawet 30% - 40%), przez co ma dobre właściwości myjące. Poza tym zwykle jest jak najbardziej ziołowe, czyli robione na bazie wywaru / odwaru ziołowego (mięta, rumianek), z dodatkiem ziołowych olejków eterycznych (rozmaryn, szałwia, mięta, lawenda...). Warto dodać też nieco drobinek peelingujących, jak np. zmieloną kawę, ziarenka maku itd. No i powinno wyglądać "rustykalnie" :)

W moim mydle widać jeszcze (jak się dobrze przyjrzeć ;) ) kawałki innego mydła. Jest to sposób na zagospodarowanie mydła, które nie przypadło nam do gustu, łamało się podczas krojenia itd. ale mimo wszystko chcemy je jakoś zużyć (bo np. ma dobry skład). Wówczas można takie drobinki (mniejsze lub większe) wrzucić do świeżej masy mydlanej.

Na dwie rzeczy należy zwrócić uwagę: aby te kawałeczki były jak najświeższe i aby skład obydwu mydeł był podobny. Gdy mydło jest już nieco starsze, można konfetti skropić niewielką ilością wody. Gdy jednak skład mydeł się różni, wtedy im mydła mniej, tym bardziej widać różnicę:


Moje kawałki konfetti składają się w większej części z tłuszczy stałych i niestety zmydlają się wolniej niż reszta. Nie podoba mi się taki efekt i muszę w przyszłości bardziej uważać na różnice w składzie.

No i jeszcze "outfit" :) Aby w ogrodzie mydło było zawsze pod ręką i nie moczyło się w mydelniczce, dobrym pomysłem jest wydrążenie w mydle otworu i powieszenie mydła na sznurku. Lub jeszcze ciekawej, zatopienie sznurka w mydle. Spójrzcie na ten pomysł z mydłem w doniczce - genialne!

niedziela, 28 września 2014

Savon Noir

Od czasu, jak zrobiłam pierwsze mydło potasowe, Savon Noir chodziło mi cały czas po głowie. Naczytałam się w międzyczasie o jego rewelacyjnych właściwościach:.
  • dogłębnie oczyszcza skórę z toksyn, 
  • dotlenia i odżywia w witaminę E, 
  • pozostawią skórę doskonale nawilżoną i aksamitnie gładką, 
  • działa jak peeling enzymatyczny

Brzmiało zachęcająco :)

Z czego zrobić?

Składników nie jest dużo i są proste: oliwa z oliwek, czarne oliwki, woda destylowana, gliceryna i KOH czyli wodorotlenek potasu.




Jaki przepis?

Przepis jest prosty:

  • 500 g oliwy z oliwek
  • 50 g wody
  • 120 g gliceryny
  • 104 g KOH (daje przetłuszczenie 0%)

 po zmydleniu dodajemy jeszcze:

  • 50 g czarnych oliwek zmiksowanych z
  • 70 g oliwy z oliwek

Kolejne kroki


Okazało się, że pracy nie jest tak dużo, cała zabawa zabrała mi może z godzinę. Glicerynę należy wymieszać z wodą i w tej mieszaninie rozpuścić KOH. Mocno się rozgrzewa, można trochę schłodzić, ale nie trzeba zbyt mocno.
Oliwę też nieco podgrzałam, żeby reakcja zachodziła szybko.

I rzeczywiście, wystarczyło trochę pomiksować i bardzo szybko otrzymałam masę o konsystencji budyniu:


Włożyłam garnek do piekarnika nagrzanego do 60 C i po ok. 15 min w masie pięknie można było zauważyć fazę żelową. Zdziwiło mnie tylko, że zaczęła się od środka, czyli tak, jakby garnek nie był w piekarniku. Spodziewałam się, że zacznie się od ścianek garnka. Widocznie 60 C było za mało :) Ale nie szkodzi, nieważne. Grunt, że reakcja zachodzi.


 Po kolejnych 10 - 15 minutach cała masa stała się mydłem. Aby to sprawdzić rozsmarowałam niewielką ilość na ręce i polizałam. Smakowała słodko (chyba od gliceryny), nic w język nie piekło, czyli wszystko ok.


Teraz dodałam zmiksowane w oliwie czarne oliwki. Na wszelki wypadek przetarłam je jeszcze przez sitko, ale nie było to chyba potrzebne.


I to wszystko :) Nie dodałam żadnego olejku eterycznego, Savon Noir pachniało pięknie na oliwę i oliwki. Widziałam w sklepie wersję z olejkiem eukaliptusowym, może zrobię trochę na próbę.

Teraz tylko trzeba odczekać przepisowe 2 tygodnie i można korzystać.

piątek, 26 września 2014

Mydło kawowe


Mydło kawowe można spotkać w kuchni większości mydelniczek. Jest bardzo lubiane, bo dobrze usuwa z rąk zapach cebuli lub czosnku.

Można je zrobić w zasadzie na bazie każdego przepisu, ale ług musi być na bazie kawy. Oczywiście im mocniejszej, tym lepiej. Dodatkowo można do masy dodać nieco kawy rozpuszczalnej rozpuszczonej w niewielkiej ilości wody. Trzeba tylko pamiętać, że im więcej dodasz jej do masy, tym piana będzie niestety bardziej brązowa (no, beżowa ;) ).

Aby uzyskać efekt peelingu dodaj nieco kawy zmielonej (w tym przypadku nie dodałam). Zmielona kawa nie powinna być wcześniej parzona (czyli fusy się nie nadają ;) ), bo byłaby nasiąknięta wodą, co w mydle dawałoby jaśniejszą otoczkę wokół tych drobinek. Lepiej już zalać ją niewielką ilością oleju. I nie przesadzać z ilością :)




czwartek, 11 września 2014

Mydło potasowe (KOH)

Stało się, przeszłam kolejną granicę :) Zrobiłam mydło potasowe, czyli z użyciem ługu potasowego z KOH zamiast ługu sodowego z NaOH. Okazało się, że nie taki diabeł straszny i stopień skomplikowania pracy wcale nie jest dużo większy niż przy "zwykłym" mydle. No, pojawia się wprawdzie etap podgrzewania masy w piekarniku jak w OHP, ale za to odpada wlewanie do formy i cała związana z tym zabawa.

Bo gotowe mydło potasowe otrzymujemy w postaci pasty:


Dodatkowo nie jest tu tak bardzo ważny dobór tłuszczy ze względu na twardość i tworzenie piany.
Mój zastosowany tu przepis to 20% oleju kokosowego, 20% oliwy i 60% oleju rzepakowego. Przetłuszczenie 3%. UWAGA - KOH chyba nigdy nie bywa 100%, ja mam taki najczęściej spotykany o stężeniu 90% i NALEŻY TO UWZGLĘDNIĆ W KALKULATORZE! Np. w soapcalc koniecznie zaznaczyć znacznik "90% KOH"!

Przetłuszczenie nie jest zbyt duże, ale mydło potasowe ma tą zaletę, że zawsze można je ulepszyć lub zmienić: dodać trochę tłuszczu, zapachu, koloru, wody... Najlepiej przechowywać sobie taką bazę (podobno można przez lata) w szczelnie zamkniętym pojemniku i w miarę potrzeby coś z niej robić:
  • np. dodać trochę np. oliwy i rozcieńczyć (na 100g mydła ok. 150g wody) i uzyskać w taki sposób mydło w płynie. Można je przy okazji dodatkowo zafarbować i "wypachnić".
  • tylko rozcieńczyć i używać do czyszczenia łazienki, mycia podłóg, prania itd.
  • rozcieńczyć jeszcze bardziej i używać w ogrodzie do oprysków. Nie znam się na tym, ale widziałam w sklepie ogrodniczym
No dobra, a jak się takie mydło konkretnie robi?

Pierwszą różnicą jest KOH, który u mnie był w postaci płatków a nie granulek :) Daje się go nieco więcej niż NaOH, ale to już określi kalkulator.
Po drugie - warto pracować jak najcieplej się da. Tzn. podgrzać tłuszcze i nie studzić specjalnie ługu. Po zmieszaniu bardzo długo trzeba miksować masę, ale warto co chwilę robić kilka minut przerwy. Po pierwsze nie spalimy miksera, a po drugie w tych "chwilach wytchnienia" masa i tak ze sobą reaguje.
Po ok. 20 minutach zrobiła się już jednolita i całkiem gęsta i wtedy włożyłam ją do nagrzanego do 80 C piekarnika:


Czytałam, że mydło w piekarniku może się znowu rozwarstwiać. Nie należy się tym martwić, tylko znowu porządnie wymieszać. W moim przypadku nic się nawet nie rozwarstwiało, ale co jakiś czas mieszałam wszystko, żeby się porządnie zmydliło.
Po ok. pół godzinie mydło było gotowe i wyglądało tak:


Jest przeźroczyste, plastyczne, ale luźne. Część już rozpuściłam i zrobiłam mydło w płynie, większość czeka jeszcze grzecznie w pudełku :)

Aha, wbrew oczekiwaniom mydło bardzo źle rozpuszcza się w wodzie! Już myślałam, że na zawsze zostaną w garnku takie "miodowe" kluchy, ale cierpliwie trzeba ciągle mieszać i podgrzewać. Kiedyś się w końcu rozpuści :)

A co dalej? Kusi mnie Moroccan Black Soap z 100% oliwy z dodatkiem pasty z czarnych oliwek, a ług jest zrobiony na bazie gliceryny. Ostatnio pochwaliła się nim mini na swoim blogu i na niemieckim forum już się mydelniczki nakręcają :)


piątek, 25 lipca 2014

OHP czyli na szybko i na gorąco


Oprócz najprostszej metody produkcji mydła czyli "na zimno" istnieje też metoda "na ciepło" czyli OHP (Oven Hot Process). Jest to właściwie tylko rozszerzenie metody na zimno, ale w efekcie otrzymujemy od razu gotowe mydło i nie musimy czekać aż dojrzeje. No dobra - powinno się odczekać kilka dni, ale nie ma tego ryzyka, że masa (lub jej część) jest nadal żrąca.

Masę mydlaną robimy według przepisu, ale nie wlewamy jej na końcu do żadnej formy, tylko umieszczamy w ciepłym miejscu. Np. w piekarniku. Nie dodajemy jeszcze żadnych olejków zapachowych, na to przyjdzie czas potem. Barwniki można dodać już teraz, ale później też jeszcze będzie okazja. Inne dodatki, np. jogurt, miód itd. również dodamy później.

Nie róbcie tego błędu co ja i nie nastawiajcie zbyt wysokiej temperatury :) Maksymalnie 100 C. Jak widać na powyższym zdjęciu, okazało się, że mój piekarnik grzeje mocniej niż przypuszczałam i mydło... wykipiało! Na całe szczęście byłam na to przygotowana i pod spodem była blacha. Przypalone mydło podobno bardzo śmierdzi - twierdzą bardziej doświadczone w katastrofach mydelniczki.

Po co ten piekarnik? Po to, aby masa mydlana na 100% przeszła przez fazę żelową i zamieniła się w neutralne mydło. Jak wiecie, po wlaniu masy do formy może ona przejść przez fazę żelową, ale nie musi. Czasem w środku przechodzi, na zewnątrz nie. OHP daje nam tą pewność.

Czy tylko piekarnik? Podobno można wykorzystać też kuchenkę mikrofalową, ale osobiście nie próbowałam, bo nie mam takiej kuchenki :)

Co jakiś czas należy zaglądać do naczynia. Zauważycie, że zaczynając od zewnętrznych ścianek masa staje się ciemniejsza i półprzeźroczysta - to jest właśnie faza żelowa. Poczekajcie aż cała masa taka się stanie, można ją od czasu do czasu wymieszać. Proces jest zakończony, gdy cała masa jest półprzeźroczysta / szklana. Można lekko polizać masę - powinna mieć smak mydła i nic nie powinno piec w język.

Relację fotograficzną całego procesu można znaleźć np. tu:
http://gracefruit.blogspot.com/2006/01/crock-pot-hot-process-soap-tutorial.html

Teraz (nie chłodząc) można domieszać do środka to, czego mydłu brakuje - np. olejki zapachowe. Uwaga - wystarczy ich mniej niż w metodzie na zimno! Zaleca się też wmieszanie nieco wody, jogurtu, miodu (rozpuszczonego w niewielkiej ilości wody) itd. aby uzyskać bardziej płynną konsystencję. Teraz dobrze wymieszać i wlać do formy. Poczekać aż wystygnie, wyjąć i pokroić :)




A tak wygląda gotowe mydło (po dodaniu nieco miodu):


piątek, 18 lipca 2014

Spodoba się Twojemu mężczyźnie :)


Polecę stereotypem - mydło, które na pewno spodoba się Twojemu mężczyźnie jest z.. piwa :) Bo wiadomo, że faceci to nic, tylko litrami piwsko chleją ;) Co nie zmienia faktu, że obdarowany mężczyzna na pewno zdziwi się, że w ogóle coś takiego jest możliwe.

A jak się do takiego mydła zabrać? Przede wszystkim trzeba piwo odgazować i usunąć z niego alkohol. W tym celu należy je trochę podgotować w otwartym naczyniu, aby przy okazji zredukować wodę i osiągnąć większą zawartość "piwa w piwie". Czy można użyć piwa bezalkoholowego? Podejrzewam, że tak, ale przegotowania i tak nie unikniemy, czyli biorąc pod uwagę pracochłonność nie ma to żadnego znaczenia.
Podczas gotowania po kuchni (i nie tylko) roznosi się słodki aromat, który dla niektórych jest nieprzyjemny. Ja nie narzekam. :)

Tak przygotowane piwo mocno schładzamy (można nawet zamrozić) i używamy do przygotowania ługu. Ilość piwa powinna być taka, jak wody w przepisie. Należy uważać, aby nie przegrzać ługu, czyli stopniowo wsypywać NaOH i na bieżąco ochładzać naczynie.

Na przegrzanie należy uważać również już po wlaniu masy mydlanej do naczynia. Nie izolować! W piwie pozostało dużo słodu, który powoduje dodatkowy wzrost temperatury podczas fazy żelowej. Poniżej na zdjęciach widać co się dzieje z przegrzanym mydłem - rozwarstwia się i kruszy:



To jest inne mydło niż to u góry posta. Tutaj dodałam jeszcze trochę miodu i chyba niestety przedobrzyłam.

Podobno i tak miałam szczęście, bo mydło może się w ogóle rozwarstwić.

Kolor mydła w obydwu przypadkach jest naturalny. Tzn. ten beżowo - brązowy ton pochodzi wyłącznie z piwa. Jasne miejsca rozjaśniłam dwutlenkiem tytanu, ciemniejsze zabarwiłam zieloną glinką.

Ja używam piwnego mydła do mycia włosów. Jak do każdego mojego szamponu tutaj też dodałam kwasku cytrynowego, przetłuszczenie 5%.

piątek, 4 lipca 2014

Lady in Black

Czarne mydło chodziło mi już długo po głowie. Kiedyś zrobiłam już pierwszą próbę i dodałam do masy trochę węgla aktywowanego, ale efekt nie zadowolił mnie do końca. Nie uzyskałam ładnej czerni, być może dałam za mało węgla.

I ostatnio trafiłam na zdjęcie mydła z dodatkiem borowiny, co zainspirowało mnie do zrobienia podobnego. Kupiłam na Allegro kilogram borowiny z Kołobrzegu i zabrałam się do roboty :)

Wybrałam przepis z dużą ilością stałych tłuszczy, bo planowałam dać do masy 17% borowiny. Trochę zredukowałam też ilość wody, bo sama borowina to przecież błotko. Najpierw rozrobiłam ją z niewielką ilością wody, przy okazji rozdrabniając pozostałe jeszcze kawałki drewna, które na szczęście po kilku tysiącach lat były już na tyle zbutwiałe, że bez problemu się rozpadły. Podczas miksowania masy zostały jeszcze dodatkowo rozdrobnione.

Mydło ma tendencję do rozgrzewania się! Najlepiej więc nie izolować lub zrobić je w małych foremkach. Bardzo ładnie wychodzi z forem, jest twarde i błyszczące.

Niestety piana z tego mydła jest nieco szara. Chociaż w sumie trudno się dziwić, skoro wcześniej wrzuci się do mydła tyle "brudu" :)

Dodatkowo stemple zrobiłam srebrnym brokatem, co dało niesamowity efekt, ładniejszy niż na zdjęciu.

I mam nadzieję, że lecznicze właściwości borowiny zostały zachowane i "będą pielęgnować moje ciało" mówiąc językiem reklam :)

sobota, 14 czerwca 2014

Pierwszy szampon

Mydłem można myć również.. włosy! Jak pierwszy raz o tym usłyszałam od razu w głowie pojawił mi się obraz szopy sztywnego, pokrytego białym nalotem siana na głowie. Na szczęście jest zupełnie inaczej.

Moje włosy są chyba bardzo tolerancyjne, bo lubią każde mydło jakie zrobię, niezależnie od przepisu. Niestety nie zawsze tak jest. Z tego, co czytałam, to niektóre mydelniczki długo szukają "swojego" przepisu, odpowiedniego do posiadanych włosów.

To jest mój pierwszy "szampon". Zawiera dużo oliwy, oleju kokosowego, z pestek winogron, ryżowego, babassu i rycynowego. Czarne części zabarwiłam węglem aktywowanym (z kapsułek).





Na co zwracać uwagę?
  • na przetłuszczenie - moje włosy łatwo się przetłuszczają, stwierdziłam więc, że odpowiednim dla mnie przetłuszczeniem jest 3%. Gdy masz włosy suche, kręcone, można poszaleć i spróbować przetłuszczenia nawet 10%. Przy odpowiednim składzie mydła włosy stają się miękkie, sprężyste, dobrze nawilżone i odżywione.
  • na skład - oczywiście olej kokosowy, babassu, oliwa z oliwek, z pestek winogron i ostu. Inne oczywiście też się nadają. Osobnym tematem jest olej rycynowy. Wiadomo, że "podkręca" pianę i jest składnikiem od dawna znanym w pielęgnacji włosów. Można go dać nawet dość dużo, mój ulubiony przepis zawiera go aż 20%. I nie wierzcie, że takie mydło pozostaje długo miękkie - moje jest całkiem twarde.
  • na dodatki - zawsze dodaję kwasek cytrynowy, który zmiękcza wodę. UWAGA - kwasek częściowo neutralizuje działanie NaOH, dlatego trzeba go (NaOH) dać więcej. Poza tym można zrobić mydło na bazie piwa, do masy dodać glinkę, a nawet.. żółtka! Ale nie odważyłam się jeszcze przetestować :)
  • na zapach - zdecydowanie preferuję ziołowe, świeże zapachy. Bardzo udana jest mieszanka lawendy i rozmarynu w stosunku 1:1, ale lubię też miętę, olejek z drzewa herbacianego i eukaliptus.

poniedziałek, 26 maja 2014

Na Dzień Matki

Takie mydło chodziło mi już od dawna po głowie, bardzo mi się zawsze takie wykonanie podobało. I jak tylko kupiłam odpowiednią rurę to zaraz takie zrobiłam :)


Przepis to Dream Cream, zapach - English Rose od Manske. Sposób wykonania jest zasadniczo prosty - do rury wkłada się dodatkowo mniejszą rurę, napełnia masą o kontrastowym kolorze, wyjmuje, raz przeciąga trzonkiem warzechy i już. Tak mówi teoria :)

W praktyce pojawiło się kilka problemów. Po pierwsze - wewnętrzna rura to zwykle pozostałość po rolce ręczników papierowych. Rolka ta jednak też jest papierowa, czyli masa by w nią wsiąkała. Aby się tak nie działo wnętrze rolki należy wyłożyć papierem do pieczenia, a część zewnętrzną okleić taśmą klejącą.

Masa powinna zostać dość płynna, co mi się nie do końca udało. Dlatego też podczas wyjmowania rolki zostało na niej dość dużo masy.

Największy problem miałam jednak podczas krojenia. Używałam noża i niestety kawałki zaczynały się kruszyć :(



To, co popękało docisnęłam, przykleiłam i trzymałam kciuki żeby się znowu nie rozwarstwiło podczas dojrzewania i wysychania. Na szczęście nic się złego nie działo i dzisiaj mam fajny prezent dla mamy i teściowej :)

A zaraz potem kupiłam szpachelkę i dwa następne okrągłe mydła pokroiłam już bez najmniejszego problemu!

niedziela, 18 maja 2014

Słoneczna majówka

To mydło zabarwiłam płatkami mniszka lekarskiego. Trzeba ich uzbierać dość dużo, najlepiej tylko żółte części.Uważać na zielone listki, bo w mydle będą niestety brązowe.

Płatki zalać olejem na 1-2 dni. Można trzymać je też dłużej, ale będą później ciemniejsze. Olej z płatkami wykorzystać w normalnym przepisie. Płatki można też wyłowić, olej i tak będzie zabarwiony, ale osobiście lubię jak zostają w masie.

Wypachniałam olejkami miętowym i cytrynowym w stosunku 1:1. Mieszanka ta bardzo dobrze pasuje do takiego słonecznego, wiosennego mydła.


Na powierzchni mydła widać jakby zostało oprószone cienką warstwą jakiegoś proszku. Jest to "popiół sodowy" (jak znajdę lepsze tłumaczenie to poprawię) i pojawia się często na powierzchni mydła. Trudno go uniknąć, bo pojawia się nieoczekiwanie, ale stanowi tylko problem wizualny, nie wpływa na jakość mydła. Podobno pomaga spryskanie powierzchni alkoholem, ale nie sprawdzałam.

W składzie jest olej kokosowy, oliwa, olej rzepakowy, smalec, masło shea, przetłuszczenie 9%.

Z czerwoną glinką

Do tego mydła masa spokojnie może być gęstsza, jak budyń. Można wtedy łatwo utworzyć warstwy.
W ciemniejszej warstwie jest czerwona glinka, z której zrobiłam też "żyłkę" między warstwami i posypałam wierzch. Żyłka nie może być zbyt gruba, bo inaczej warstwy mogą się nie zespoić.

Wypachniałam mydło lawendowym olejkiem eterycznym i ylang-ylang. Na ten ostatni trzeba uważać - jest bardzo intensywny i tłumi wszystkie inne. Osobiście nie bardzo za nim przepadam.

Stempel to odciśnięta w modelinie łapka mojego kota :)


W składzie jest olej kokosowy, masło shea, olej rzepakowy, z pestek winogron i trochę rycynowego. Przetłuszczenia 10%.

poniedziałek, 12 maja 2014

Eko-deo

Wiecie o tym, że sole aluminium zawarte w dezodorantach i antyperspirantach są bardzo szkodliwe? Przy pomocy wujka Googla znajdziecie na ten temat wiele informacji. Aluminium zatyka pory (czyli blokuje pocenie) i gromadzi się w organizmie, szczególnie w mózgu. Naukowcy przypuszczają, że może być przyczyną choroby Alzheimera. Aluminium podrażnia również nasz układ immunologiczny oraz może uszkadzać układ rozrodczy.

Nie brzmi to specjalnie zachęcająco, prawda? Co więc robić?

Okazuje się, że rozwiązanie leży w zasięgu ręki i jest bardzo proste! Należy nie używać gotowych dezodorantów z milionem podejrzanych składników, tylko zrobić sobie swój własny.




Przepis jest banalny: masło shea + tlenek cynku. Plus ewentualnie nieco spożywczej sody oczyszczonej. Koniec.

Ja trochę ten przepis zmodyfikowałam, bo w takim składzie daje bardzo twardą, suchą pastę. Mój jest taki:
  • 30g masła shea
  • 10g oleju (ja wzięłam ryżowy, ale może byc też inny)
  • 2 łyżeczki tlenku cynku
  • 1 łyżeczka spożywczej sody oczyszczonej
  • kilka kropel ulubionego olejku eterycznego (lub ich kompozycja)
Wszystko rozcieramy w moździerzu lub innym naczyniu. Możemy naczynie nieco podgrzać w kąpieli wodnej, żeby masło dobrze się rozpuściło (uważać, żeby woda nie dostała się do środka!). Później półpłynna masę przelać do naczynia, np. pustego pojemnika po 50 ml kremu - akurat pasuje.

Myślę, że jeśli ktoś ma problem z dostaniem tlenku cynku w postaci proszku, można użyć pasty cynkowej z apteki.

Sposób aplikacji: pastę o rozmiarze ziarna grochu rozcieramy między palcami a następnie pod MOKRYMI pachami. To jest ważne, bo tlenek cynku i soda rozpuszczają się w wodzie. Na suchej skórze pasta będzie działała jak peeling.

Efekt: pocenie może nie będzie bardzo zmniejszone, ale nie rozwija się żaden nieprzyjemny zapach! Po całym dniu koszulka pod pachami ma zupełnie neutralny zapach. Moja nastoletnia córka najpierw podeszła z rezerwą do rewelacyjnych pomysłów matki, ale od kilku tygodni używa tylko tego wynalazku i jest bardzo zadowolona.

Dlaczego działa? Tlenek cynku ma działanie przeciwbakteryjne i zapobiega rozwijaniu się bakterii w naszym pocie. A to właśnie ich rozwój jest odpowiedzialny za brzydki zapach.

Spróbujcie!