środa, 5 grudnia 2018

Ghost Swirl - duchy w mydle


Lubicie duchy? A niespodzianki? Jeśli tak, polecam zabawę z Ghost Swirl.

Na czym ona polega? 

Okazuje się, że masa mydlana zawierająca różną ilość wody różnie wygląda. Najciekawsze jednak, że różnice w odcieniu widać dopiero w gotowym mydle. Masy podczas mieszania i napełniania forem wyglądają identycznie, czyli w sumie nie bardzo wiadomo jakiego efektu końcowego można się spodziewać.

Na załączonym zdjęciu masy zawierają odpowiednio 25% i 33% wody. Nie pytajcie mnie jednak która jest jaśniejsza :) Wydaje mi się, że ta 25%, ale głowy nie dam.
Zastanawiałam się, czy inne różnice będą się pojawiać podczas używania mydła, ale raczej nie pojawiło się nic nowego. Spodziewałam się, że część z czasem będzie się mniej zmydlać  i stanie się wypukła. Jednak obydwie masy zmydlają się jednakowo, żadna z nich nie jest trwalsza.

Jak to zrobić? 

Zrób masę z dowolnego przepisu, NaOH rozpuść w 25% wody. Odmierz dokładnie połowę masy i uzupełnij ją o taką ilość wody, aby otrzymać jej 33%. 

Przykład: masa z 1000 g tłuszczów, czyli na początku odmierzasz 250g wody. Różnica między 330 g (33%) a 250 g (25%) to 80 g. Czyli do połowy masy należy dolać 40 g wody. 

Dalsza zabawa

Zastanawiam się, jaki byłby efekt przy zastosowaniu jakichkolwiek barwników - sztucznych lub naturalnych. A co w przypadku mydła kawowego, gdy dodawany płyn dodatkowo barwi masę? Czy różnica odcieni będzie większa, czy mniejsza? 

Bawcie się i dajcie znać w komentarzu co wam wyszło :)

czwartek, 23 listopada 2017

Co zrobi henna w mydle?


Zostało mi trochę henny do włosów (firmy Khadi), z którą nie bardzo wiedziałam, co zrobić. A jak nie wiadomo co, to wiadomo - mydło :)

Byłam ciekawa, czy w ogóle się nadaje, jaki da efekt, czy w jakikolwiek sposób będzie wpływała na kolor włosów (rąk też??) i rozejrzałam się nieco po innych forach i blogach. Temat był znany, efekty mało przerażające, więc zabrałam się do tematu.

Wymyśliłam sobie dwukolorowe mydło, tzn. hennę chciałam dać tylko do jednej części, a potem zrobić wzór w rurze, podobnie jak tu. Taki wzór uzyskuje się wlewając do "sitka" po butelce coli po kolei różne kolory. Chciałam sprawdzić, czy podobny efekt uzyskam wlewając "jak leci" kolory wymieszane w jednym garnku (pot-swirl).

Efekt jak widzisz na powyższym zdjęciu nie do końca się udał :) Po pierwsze przygotowana wcześniej pasta z henny rozmieszanej z wodą była dość gęsta i nie udało mi się jej dobrze rozprowadzić w kolorowej masie. Chyba mieszałam zbyt krótko, bo bałam się, że masa zbyt szybko zgęstnieje. Wzór też nie wyszedł jak miał. No trudno, widocznie ułatwianie sobie życia nie udało mi się tym razem :)

W składzie mam jak zwykle w mydłach do włosów nieco kwasku cytrynowego, pełny skład jest następujący:
  • oliwa
  • olej kokosowy
  • olej babassu
  • łój wołowy 
  • olej rzepakowy
  • olej rycynowy (8%)
  • woda, NaOH, henna
Zapach - wolna amerykanka różnych olejków eterycznych, niestety najbardziej przebija znowu MayChang (czyli zapach trawy cytrynowej). Jakoś mi ten zapach nie odpowiada, kojarzy się wyłącznie spożywczo z cukierkami na kaszel, a bardzo dominuje każdą kompozycję.

Ale generalnie jestem z tego mydła zadowolona, niesamowicie się pieni i co najważniejsze - moje włosy też je lubią :)

środa, 8 listopada 2017

Równe warstwy, choć mieszane ;)


Hurra, nareszcie udało mi się zrobić równe warstwy! Jestem z siebie dumna! :) Niby nic, to nie jest mistrzostwo świata w mydlarstwie, przejścia są nieco rozmyte, ale bardzo się cieszę.

Udało mi się to za pomocą olejku aromatyzującego o którym wiedziałam (z doświadczenia), że betonuje (Nevia z firmy Manske). Ku własnemu zaskoczeniu okazało się, że chyba zmienili coś w składzie, bo beton nie jest już taki natychmiastowy jak kiedyś. A robiłam z tego samego przepisu - Biała Perła (dlatego też mydło jest takie białe, niczym dodatkowo nie wybielałam).

Sposób postępowania był następujący:
  1. zrobiłam masę jak zwykle zwracając uwagę, aby nie była zbyt gęsta
  2. przelałam część masy do dwóch kubków (po dużej śmietanie), w których rozrobiłam już barwniki. Tak po pół kubka.
  3. wymieszałam dokładnie masę z barwnikami
  4. do pierwszego kubka dodałam olejku aromatyzującego, szybko wymieszałam łyżką i wlałam do formy.
  5. odczekałam chwilę w niepewności "czy to już" i czy reszta masy nie zgęstnieje zbyt szybko, potem dodałam olejku do drugiego kubka, wymieszałam i wlałam (lejąc po szpatułce) drugą warstwę
  6. znowu odczekałam trochę (2-3 minuty) i wlałam resztę masy (to ta bez barwników i bez olejku)
Niestety wyszła mi niewielka różnica w kolorze warstw i optycznie się zlewają, ale w sumie jestem zadowolona. Pierwsze koty za płoty :) 

Poza tym, że w paski, to mydło jest wyjątkowe z jeszcze jednego powodu - tłuszcze są zmydlone mieszaniną NaOH i KOH, konkretnie w stosunku 90:10. Zastosowanie 10% KOH nie wpływa specjalnie na twardość mydła (szczególnie takiego z dużą ilością twardych tłuszczów jak to właśnie), a wydaje mi się, że piana jest jednak inna - bardziej kremowa, o małych porach. Chyba częściej będę tak robić.

Jak konkretnie zastosować obywa rodzaje wodorotlenków? Najpierw trzeba znaleźć odpowiedni kalkulator, który przewiduje taką możliwość. Jest to np. soapcalc.net  lub polski "kalkulator Kardamona" do ściągnięcia tutaj (korzystałam właśnie z niego). W kalkulatorze musisz zadecydować jak procentowo podzielić ilość NaOH : KOH. Im więcej KOH, tym mydło będzie bardziej miękkie, bardziej podatne na "rozpływanie" się w mydelniczce. Można temu częściowo zaradzić stosując kwas stearynowy (jak w mydłach do golenia), ale zostawmy to na razie. Proponuję nie przekraczać 20%.

Kalkulator przeliczy ile potrzebujesz NaOH i ile KOH. Odmierz odpowiednie ilości i wsyp do wody (płynu) i rozpuść jak zwykle. Oczywiście wszystkie zasady BHP pozostają bez zmian. I tyle. Nie takie "mieszane mydlenie" straszne jakby się wydawało, prawda? :) 


czwartek, 13 lipca 2017

Kawowy peeling na mydle potasowym


Ciągle spotykam się z zachwytami mydłem potasowym :) Jakie jest rewelacyjne, że potasowe z 100% oleju lnianego robi cuda ze skórą, jakie jest wygodne w użyciu itd.

Mówiąc szczerze nie do końca podzielałam te zachwyty. Nie tyle chodziło mi o właściwości takiego mydła, ale raczej o wygodę użycia. Jakoś nigdy się nie udało mi rozpuścić mydła potasowego w wodzie i uzyskać zadowalającej konsystencji. Było zbyt wodniste, dozownik po jakimś czasie się zapychał (bo resztki wysychały) i jakoś tak to moje przeźroczyste potasowe  leżało sobie w wiaderku i czekało na lepsze czasy :)

I te lepsze czasy chyba właśnie nadeszły, bo znalazłam pomysł na.. peeling! Który jednocześnie może być sposobem na wygodne używanie mydła potasowego pod prysznicem!

Pomysł jest całkiem prosty: rozrabiamy mydło potasowe z niewielką ilością wody, dokładamy dodatki pielęgnujące i zapachowe i dosypujemy mnóstwo cukru lub soli (lub ich mieszaniny).

W moim przypadku przepis wygląda następująco:
  • 30 g mydła potasowego (tego)
  • 20 g mocnego naparu kawy
  • 2 łyżeczki mielonej kawy (suchej)
  • 10 g oleju pielęgnującego (u mnie oliwa)
  • 300 g cukru
  • jakiś olejek eteryczny / perfumowany, ale niekoniecznie
Mydło i napar przekładamy do miski, widelcem rozgniatamy z mieloną kawą, ok. 50 cukru i olejkiem eterycznym. Po dokładnym połączeniu dosypujemy cukru i mieszamy dalej. Mi weszło 300g cukru, ale jeśli chcesz, możesz dać go więcej lub mniej, w zależności od upodobania.

Taki peeling jest super! Dodatkowy olej pielęgnuje skórę, ale jednocześnie nie daje zbyt tłustego odczucia. Cukier i drobinki kawy przyjemnie "drapią", w powietrzu unosi się delikatny zapach kawy, a mydło myje :)

Na bazie tego pomysłu można wymyślać inne receptury, np.:
  • z dodatkiem miodu, mleka (w proszku), płatków owsianych
  • z roztartymi w cukrze płatkami róży
  • z roztartymi liśćmi mięty i startą skórką z cytryny / limonki
  • z glinkami pielęgnacyjnymi
  • z borowiną i solą (również z Morza Martwego)
Proporcje też mogą być różne,  spróbuj własnego wariantu, trudno tu chyba coś popsuć :). Wydaje mi się, że przez dużą koncentrację cukru (lub soli) dodana faza wodna (woda, mleko, napar) nie powinna powodować szybkiego psucia się takiego peelingu. Mój ma na razie trzy dni, na wszelki wypadek można trzymać go w lodówce.

Bawcie się!

piątek, 10 marca 2017

Nie panikuj!


Dzisiaj będzie nietypowo, czyli bardziej filozoficznie niż konkretnie :)

O grupie "Piana Mydlana" na Facebooku już wam pisałam. Super dziewczyny, pomysły maja niesamowite, a ostatnio pojawiły się nawet comiesięczne konkursy :)

Jest jednak pewna rzecz, która mnie irytuje (zresztą nie tylko tam). To, że się ludzie pytają, bo nie wiedzą rzeczy dla mnie już teraz oczywistych nie jest oczywiście żadnym problemem, bo każdy na początku zajmowania się nowym tematem ma mnóstwo pytań i nie czuje się pewnie.

Denerwują mnie za to posty pełne przerażenia typu:
  • "słuchajcie, moje mydło po czterech godzinach od wlania do formy ma pH 10, czy to się jeszcze do czegoś nadaje, czy wywalić, czy przetopić?"
  • "na kawałkach mydła które godzinę temu pokroiłam pojawiają się jakieś krople. Przetopić, wywalić? Czy coś z tego będzie?"
  • "jakie pH powinno mieć mydło po godzinie? Jak się zmieni za kolejne dwie godziny?"
Kochane Pianki i Mydelniczki! CIERPLIWOŚCI! Nie bądźcie takie w gorącej wodzie kąpane! Na niemieckim blogu, na którym się wychowałam popularne jest zdanie "Seife wird's immer", czyli "mydło zawsze z tego wyjdzie". Jak tylko dobrze odmierzyłyście składniki (o tym będzie jeszcze poniżej) to mydło wyjdzie ZAWSZE! Nawet jak się rozwarstwi, bo masa myła zbyt krótko mieszana, to wlej wszystko do garnka, podgrzewaj i mieszaj, będziesz miała mydło na gorąco.

Nie decyduj od razu przy świeżym mydle, które ci się nie podoba, co z nim dalej zrobić. Daj sobie i mydłu czas. Niech to będzie przynajmniej tydzień. Po tym czasie odpowiedz sobie ponownie na pytanie, czy te kawałki naprawdę ci się z jakichś względów nie odpowiadają i dopiero wtedy podejmij decyzję.
Zresztą "nieudane" mydło można na różne sposoby upiększyć: postemplować, czy chociaż ładnie zapakować.

Wywal papierki lakmusowe i przestań sprawdzać pH, szczególnie świeżego mydła. Po ci ci to? Jak już koniecznie musisz, to sprawdź po 4-6 tygodniach, czyli po okresie dojrzewania. Najlepiej przykładając do mydła język ;) Od razu będziesz wiedziała, czy jeszcze szczypie, czy już "dobrze" smakuje i możesz dopuścić mydło do kontaktu ze skórą. A smak mydła z czasem polubisz ;)

I nie komplikuj sobie życia! Wiem, że mydlenie to wciągająca zabawa, ale takie tarcie na wiórki, przetapianie i cudowanie z w sumie dobrym mydłem po jakimś czasie staje się uciążliwe. Oczywiście "kto bogatemu zabroni" :) ale ja doszłam do takiego momentu (filozoficznego?) że nie chcę poświęcać robieniu mydła zbyt dużo czasu. To jasne, że mydełka powinny wyglądać (jak na mój gust) ładnie, ale ten efekt powinien być do osiągnięcia w jakiś w miarę prosty sposób. Ale jak mówię - co tam komu w duszy gra :)

Inną kategorią panicznych wpisów są takie:
  • "och! zapomniałam (!?) wlać części tłuszczów" 
  • "gotowe mydło było dziwnie twarde, okazało się, że do stopionych stałych tłuszczów zapomniałam wlać płynnych. Co robić?" 
BŁAGAM: skup się na tym, co robisz! Moja babcia miała taki patent przy robieniu ciasta, że wykładała sobie wszystkie składniki na stół i albo lądowały w misce (jak np. jajka) albo w misce i z powrotem w kredensie (jak np. mąka). Jeśli pod koniec roboty nic na stole nie zostało to znaczyło, że wszystko, co było zaplanowane znalazło się w cieście. Zastosuj może ten sposób, jeśli należysz do osób zapominalskich, albo pisz sobie na kartce, cokolwiek. Z ciasta może wyjść niejadalny zakalec i nic się nikomu nie stanie, ale żrące mydło stanowi pewne zagrożenie jeśli nawet nie dla końcowych użytkowników (bo wcześniej się zorientujesz, że coś jest nie tak) to dla ciebie.

Kiedyś usłyszałam złotą zasadę, która sprawdza się w różnych dziedzinach życia i przy robieniu mydeł też ma zastosowanie:
KISS - "Keep It Simply, Stupid"

Miłego weekendu! :)

sobota, 11 lutego 2017

Różane barwione alkanną


Przypomniało mi się, że mam przecież jeszcze korzeń alkanny, którą już kiedyś barwiłam mydło na fioletowo. Wtedy kolor nie wyszedł zbyt intensywny, postanowiłam więc bardziej poszaleć. Od razu mówię, że powyższe zdjęcie nie oddaje w pełni koloru, a nie udało mi się zrobić lepszego. Ale jeśli przyjrzysz się mydłu z prawej strony, to przy prawej krawędzi widać nieco jaśniejsze fragmenty. I taki jest mniej więcej kolor tego mydła.

Przepis przewidywał 600g tłuszczów, z czego połowa to w równych częściach rzepak i oliwa. Kilka dni wcześniej zmieszałam więc po 170g tych olei i dodałam 6g korzenia alkanny. Do mydła potrzebowałam tylko po 150g, ale uwzględniłam nieco oleju, który na pewno wsiąknie i zostanie w "fusach". Po kilku dniach oleje miały już intensywny, czerwony kolor. Po zmieszaniu z pozostałymi tłuszczami i zrobieniu masy kolor dalej był intensywny.

Nie wiem, czy to wyraźnie widać, ale mydło jest zrobione metodą na gorąco, czego później troszkę żałowałam, bo w garnku powstała ładna fioletowa masa, którą musiałam zburzyć. Dodałam nieco jogurtu i olejek różany (z powodu którego robiłam w ogóle na gorąco, bo inaczej spowodowałby prawdopodobnie beton).

Wlałam masę do rury. I to był błąd! Zupełnie zapomniałam, że takie mydło trudniej wyjąć z formy niż to robione na zimno. I rzeczywiście. Rura zakleiła się na amen. Ani mrożenie, ani walenie w podłogę nie pomagało. W akcie desperacji rzuciłam prośbę o ratunek na Pianę Mydlaną i otrzymałam bezcenną radę: ogrzać! Nagrzałam piekarnik do 70C i włożyłam rurę dosłownie na jedną minutę. Po wyjęciu od razu zaczęłam nadziewać ją na słoik i... poszło bez problemu! Masa przy ściankach stała się bardziej plastyczna i mydło dało się wyjąć. Cenna rada do zapamiętania!

A'propos temperatury mydła, to ostatnio właśnie na FB ktoś spanikowany pisał, że mydło przy krojeniu tak się kruszy, że praktycznie kawałki się rozpadają. Okazało się, że mydło było wcześniej trzymane w lodówce. Poradziłam, aby chwilę poczekać z krojeniem, albo nawet nieco ogrzać w piekarniku. I okazało się, że rzeczywiście po chwili, gdy mydło osiągnęło temperaturę pokojową, dało się pokroić w ładne kawałki.

sobota, 28 stycznia 2017

Falująca sosna


Ta technika od dawna nie dawała mi spokoju. Jest taka prosta, a jednocześnie pozwalająca na wiele modyfikacji. Nazywa się "Dancing Waves" i o co dokładnie chodzi można zobaczyć np. na tym filmiku:



A moja forma po wypełnieniu wyglądała tak:


Barwiłam glinkami, zapach dał głównie olejek sosnowy, który w założeniu miał być zmieszany tylko z pomarańczowym (bo daje to piękny, świąteczny zapach) ale okazało się, że tej sosny nie miałam zbyt dużo i dodałam jeszcze trochę jałowca i geranium. Wyszła ładna kompozycja!

Autorka poprzedniego filmiku umieściła jeszcze jeden, w którym powyższa technika jest nieco zmodyfikowana, a daje niesamowity efekt. Czujcie się zainspirowane :)